Kategorie
w Pracowni

Co się wydarzy w 2020? Rok z papieru, żeby nie marnować aż tyle

Co się wydarzy w 2020?

To będzie tekst o tym, jak postanowiłam wziąć odpowiedzialność za metry papieru, które przewijają się przez mój dom i pracownię, machnęłam ręką na wewnętrznego szydercę i zaczęłam robić papier ze śmieci.

1987. Jak to się zaczęło?

Jeśli chodzi o poziom zużycia papieru na jednego człowieka, to jako że KTOŚ dał mi do ręki długopis, kiedy miałam niecały rok, przez całe życie uzbierało się trochę papieru na sumieniu.

Ale bądźmy dla siebie dobrzy i wyrozumiali, i nie obwiniajmy o wszystko mojej mamy.

Mamy styczeń 2020, a ja w 3 tygodnie zrobiłam więcej w kwestii niemarnowania papieru, niż wyobrażałam sobie przez ostatnie 3 lata, czyli od momentu, kiedy na mamaraku wspomniałam, że zrobiłam papier ze śmieci w żółtym sitku do grzebania w piaskownicy i trzeba będzie rozwinąć ten temat w bardziej sprzyjających czasach i miejscu.

Mniej sprzyjające czasy. Balkon, lipiec 2017.

Bardziej sprzyjające czasy

Prawda o bardziej sprzyjających czasach jest taka, że czas tak idealnie sprzyjający chyba nigdy nie jest. Zawsze może być lepiej albo jeszcze lepiej, ale ja mam takie dziwne wrażenie, że ludzkość nie lubi myśleć o tym, że może być też gorzej i jeszcze gorzej.

Wizja, że za 30 lat będę zbierać stare szmaty gnijące na ulicach, które pozostawiła po sobie cywilizacja człowieka, a potem czekać na deszcz, żeby przerobić to na papier, nie jest wcale aż tak bardzo wyjęta z krzaków.

Ale bądźmy optymistami. Co ma być, to będzie. A ja mam jeszcze trochę czasu, żeby znaleźć swój stary dom na wsi, wykopać studnię i posadzić wystarczającą ilość ziemniaków, żeby mieć co jeść, produkować elektryczność i jeszcze kręcić papier z liścia.

A tymczasem mogę zrobić tyle, ile potrafię w temacie przerabiania zużytego papieru, który do tej pory wyrzucałam albo trzymałam poupychany w różnych dziwnych miejscach, żeby jednak nie wywalać aż tak dużo.

Czym jest papier ze śmieci?

Papier ze śmieci to taki trochę mniej wartościowy papier czerpany. Mniej wartościowy ze względu na cechy pożądane przez ludzi, którzy doceniają i kupują profesjonalny papier czerpany. Ale równocześnie dla mnie bardziej wartościowy, bo ponownie wykorzystuję surowiec i jestem bardziej przyjazna naturze.

Natomiast papier czerpany, to taki trochę bardziej fikuśny i ręcznie odpicowany papier, który powstaje przy pomocy człowieka z bólem pleców, bo żeby czerpać papier, musi dla każdego pojedynczego arkusza papieru schylić się i zanurzyć sito w wannie z wodą, w której pływają sobie włókna celulozy.

Mój papier powstaje tylko i wyłącznie ze zużytego papieru, a w przyszłości może nawet ukręcę coś ze starych gaci i dziurawych prześcieradeł. Mam tylko cichą nadzieję, że to będą moje własne gacie, a nie te z wizji niewyciągniętej z krzaków.

Papier ze śmieci i krem z pora

W procesie robienia papieru nie korzystam z żadnej żrącej chemii, dlatego mój papier nigdy nie będzie śnieżnobiały. Do zmielenia papieru używam minimalnej ilości energii elektrycznej i tego samego blendera, którym mielę później pesto albo krem z pora. A wodą, w której namaczam papier, podlewam trawy na balkonie albo paprotki w domu.

Papier ze śmieci robię w warunkach domowych i dopiero pracuję nad jego stałą gramaturą i strukturą, która nigdy nie będzie idealna i tylko w przybliżeniu powtarzalna.

W każdym razie jest to wszystko faza eksperymentów. A robię to nie tylko po to, żeby marnować mniej, ale też żeby stworzyć na papierze ze śmieci coś nowego i nadać czemuś, co mogłoby walać się po wysypisku albo trafić do przemysłowej przetwórni papieru toaletowego (która nie jest tak całkiem neutralna dla środowiska), nową wartość.

A przy okazji (a może właśnie bardziej „przede wszystkim”, niż chcę sama przed sobą przyznać) znaleźć większe poczucie sensu w tym, że jako plakacistka i projektantka grafiki, czasami potrafię stworzyć coś bezużytecznie ładnego, a potem jeszcze wysłać to do druku w nieprzyzwoitym nakładzie.

Jest lepiej i będę robić grafikę warsztatową

Jest lepiej niż było na początku. A na początku był papier tak sztywny, że można nim było kroić cebulę.

W 3 tygodnie douczyłam się, zmodyfikowałam to, czego się dowiedziałam i doszłam do wprawy czerpania czegoś bardziej subtelnego i elastycznego.

A wszystko po to, żeby wykorzystać ten papier do robienia grafiki warsztatowej, czyli starej, dobrej, ręcznej techniki druku, w której trzeba sobie przygotować matrycę, pokryć ją farbą, a następnie odbić na jakimś ręcznie odpicowanym i fikuśnym papierze, żeby to wyglądało godnie i sensownie.

Mam taki plan, żeby cały ten proces, od ukręcenia papieru po przygotowanie matrycy, opierał się na materiałach otrzymanych z odzysku.

I właściwie do tego momentu wszystko jest dla mnie jasne, ale pozostaje jeszcze jedno ważne pytanie, na które potrzebowałam sobie tutaj odpowiedzieć.

Po co bawię się w „rok z papieru” i piszę o tym na blogu i Instagramie?

No właśnie, po co? Przecież nie jestem typem człowieka, który lubi wiązać się zbyt dużą ilością zobowiązań („zobowiązania” – jakie to cudownie adekwatne słowo!) albo który bawi się w jakieś publiczne wyzwania czy łańcuszki.

Musiałam to sobie przeanalizować, ale to proste i praktyczne, jak moje wewnętrzne dziecko. Chodzi o oficjalną deklarację, systematyczność i obserwację postępów, żeby zrobić coś dobrego dla siebie i natury. Nawet jeśli mój wewnętrzny szyderca jest tym upublicznieniem nieco zażenowany.

O publicznych deklaracjach

Kiedy coś przestaje być tylko wytworem mojej wyobraźni, a staje się publiczną deklaracją, realnym tekstem, czasem spędzonym na pisanie bloga i kwestią szacunku do siebie samej, ma to o wiele większe szanse powodzenia, niż kiedy ja to sobie tylko projektuję we własnej głowie albo rysuję w szkicowniku na wieczne „potem”.

I tak naprawdę dotyczy to wszystkiego, co robię na tym blogu. Piszę bloga, żeby więcej i systematyczniej tworzyć.

Na pierwszy rzut oka, to się może kupy nie trzymać, bo przecież pisząc, mam mniej czasu na tworzenie innych rzeczy, ale z drugiej strony, kiedy nie piszę, moje działania są mniej poukładane, a ja mam więcej czasu, żeby samą siebie sabotować.

Czasem już tak jest, że żeby ruszyć dalej, trzeba machnąć ręką na wewnętrznego szydercę i robić swoje, nawet jeśli nie do końca wiemy, gdzie nas to wszystko zaprowadzi.

Jeśli w krzaki, to też spoko.

Autor: Mamarak

Cześć! Jestem Martyna i bardzo bym chciała, żeby rodzice małych dzieci wiedzieli to samo, co ja. Każde dziecko jest artystą, a rozwijanie poprzez sztukę to dobry początek, żeby stać się człowiekiem sprawczym i samodzielnym.

2 odpowiedzi na “Co się wydarzy w 2020? Rok z papieru, żeby nie marnować aż tyle”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *