Kategorie
Prace plastyczne

Zróbmy sobie świetlny domek! Malowanie na folii inaczej

Miałam ostatnio wielką ochotę, aby zorganizować malowanie na folii w plenerze. Chciałam zaangażować dziecię w taką zabawę, bo widok wielgachnej wstęgi streczu rozciągniętej między drzewami, całej zapaćkanej farbą i podświetlonej promieniami słońca, sprawia że sama cała dygocę z zachwytu. Moje dziecię na pewno byłoby w siódmym niebie. Jednakowoż warunki pogodowe ostatnio nam nie sprzyjały. Innym razem wręcz przeciwnie – sprzyjały nam tak bardzo, że woleliśmy udać się na pieszą wędrówkę i brnąć po kolana w rzece niż ograniczać się do aktywności w ogrodzie u dziadków.

Pewnego dnia, znudzona tym ciągłym oczekiwaniem na pogodę idealną, postanowiłam wbrew rozsądkowi, bo latem namawiam Was przecież, żeby udać się z takimi pracami plastycznymi na powietrze, przenieść cały warsztat do domu. Nawet nie podejrzewałam, jaką fajną (nie tylko) artystyczną przygodę dzięki temu przeżyjemy i jaką nietypową rodzinną sesję będę mogłam Wam z tej wyprawy pokazać. Dzisiejszy wpis jest pod tym względem wyjątkowy, bo zupełnie przez przypadek wystąpiliśmy w nim całą naszą szóstką – mama, tata, dzieciaki i kociaki.

Zapraszam Was na bardzo spontaniczną i szczerą relację z bardzo rodzinnej i artystycznej wyprawy, którą możecie zobaczyć na bardzo nieidealnych, nieostrych i robionych bardzo z ręki zdjęciach.

Malowanie na folii inaczej

Do tej zabawy potrzebny Wam będzie stół. Koniecznie ustawiony (choćby i tymczasowo) na środku pokoju tak, aby z każdej strony był do niego dostęp. Ponadto przygotujcie:

  • rolkę albo dwie folii spożywczej (u nas było to 2x30m)
  • farby
  • pędzle

Na dobry początek: zabawa w satelitę. Bierzemy folię w garść, owijamy ją w okół jednej nogi stołu, a następnie okrążamy stół taką ilość razy, aby naciągnąć folię na całą przestrzeń pod blatem. Poniżej zdjęcie pomocnicze.

na folii

A teraz bierzemy pędzle, rozlewamy farby i działamy! A ja przy okazji, zanim zasypię Was zdjęciami, odpowiem kompleksowo na kilka pytań, które się ostatnio pojawiły.

Jakie farby, gdzie kupuję i dlaczego?

Farby, które sami używamy (nie licząc farb akwarelowych) to zawsze butle o dużych pojemnościach (500, 750 lub 1000ml). Są to farby do malowania palcami lub tempery. Małe tubki i kubeczki z plakatówkami nie mają u nas racji bytu, bo wykorzystujemy je na raz, te drugie łatwo pobrudzić i w naszym wypadku są bardzo mało ekonomiczne, a do tego niepraktyczne. Zamiast tego sama rozlewam farbę w ilości, którą wykorzystujemy przy jednym malowaniu. Nasza paleta ogranicza się do trzech podstawowych kolorów, a dziecię samo uzyskuje pochodne barwy. Kupuję je najczęściej na www.paluszkami.pl albo na allegro.

I jeszcze jedna ciekawostka. Jeśli rozleję wszystkie 3 kolory farby na jedną paletę, to szybko zostają one wymieszane w jeden, natomiast gdy rozlewam kolory pojedynczo do kubeczków to dziecię miesza je bezpośrednio na powierzchni arkusza papieru lub w tym przypadku folii, uzyskując przy tym bardziej zróżnicowaną paletę barw. Oba doświadczenia są ciekawe, dlatego ostatnimi czasy używamy równolegle dwóch sposobów.

na folii na folii na folii na folii na folii na folii na folii na folii na folii na folii na folii

Świetlny domek i rodzinna sesja bardzo z serca

Kiedy zobaczyłam ten zamalowany stół, momentami wpadł mi do głowy bomba pomysł pod tytułem: zróbmy sobie tajną bazę z efektem specjalnym! Baza tajna jak trzylatek podczas zabawy w chowanego, czyli widoczna na kilometr. A ile będzie przy tym słów zachwytu!

Tak się na to nakręciłam, że nie chciałam czekać, aż farba wyschnie. Raz jeszcze chwyciłam za folię spożywczą i przykryłam mokrą farbę jeszcze jedną warstwą folii. Już miałam chwytać za nożyczki, ale jak to w życiu podwójnej matki-agentki bywa, wydarzyła się sytuacja kryzysowa i trzeba było zastosować plan B.

Tym razem młodszy obudził się na karmienie. Mój małżonek widząc mnie całą farbie, karmiącą niemowlaka, postanowił chwycić za aparat i to dzięki niemu możecie zobaczyć, jak to u nas często wygląda od kuchni.

Artystyczny harmider, gwar, szaleństwo i radocha z próbą uduszenia w tle. I do tego najbardziej dramatyczny moment wieczoru, czyli próba wciśnięcia się do domku w wykonaniu naszego taty-męża.

na folii na folii na folii na folii na folii na folii na folii na foliina folii na folii na folii na folii na folii na foliina folii na folii na folii na folii na folii na folii na folii na folii na folii na folii

Nie jestem typem internetowej ekshibicjonistki, poza tym istnieje milion pięćset sto dziewięćset blogów, gdzie zdjęcia pociech grają pierwsze skrzypce. Z różnych powodów to zupełnie nie moja bajka, ale jeśli te ujęcia przekonają kogoś, że malowanie z dzieckiem to nie tylko bałagan i kłopot, że takie malowanie na folii to fajna rodzinna zabawa, z której można czerpać fantastyczną radochę i satysfakcję, nie mówiąc już o tych wszystkich profitach dla rozwoju młodego człowieka, to bardzo się cieszę, że odważyłam się pokazać Wam te okruchy naszej codzienności.

PS: Ze względów bezpieczeństwa trochę popsuję Wam zabawę i dodam, że dziecię nie spało w swym foliowym domku. Powygłupialiśmy się, przeczytaliśmy w środku 5 książeczek, a przed spaniem zwinęliśmy cały majdan. Za to kombinuję, jakby tu uszyć bardziej trwały i przewiewny domek-narzutę na nasz stół, bo spanie pod stołem to dopiero mogłaby być frajda.

Autor: Mamarak

Cześć! Jestem Martyna i bardzo bym chciała, żeby rodzice małych dzieci wiedzieli to samo, co ja. Każde dziecko jest artystą, a rozwijanie poprzez sztukę to dobry początek, żeby stać się człowiekiem sprawczym i samodzielnym.

18 odpowiedzi na “Zróbmy sobie świetlny domek! Malowanie na folii inaczej”

Me-ga! Prze-fan-tas-tycz-ne! Aż słów mi brakło, biegnę jutro do sklepu i podczas najbliższego deszczowego dnia szalejemy :D

P.S. Jak Ty to robisz, że chociaż niby jest rozgardiasz, to mimo wszystko jest porządek? ;)

Dzięki, Aniu! A co do porządku to chyba kwestia ilości zabawek. Chyba nie ma innego sposobu. Wszystko co mamy mieści nam się w tych koszach i szufladach (w szafce przy oknie i w tych kostkach które zwykle stoją pod stołem) do tego jeszcze jeden kosz z klockami i tyle, a dziecię nigdy nie narzeka, że nie ma się czym bawić. Zwłaszcza, że bardzo dużą cześć czasu spędza przy stole i miewa bardzo niestandardowe pomysły na zabawki i zabawy. Przykładowo dziś układał na nim ślimaki i węże z kamyków ;)

Proste zabawy zawsze są najlepsze – u nas obecnie hitem są plastikowe butelki z dziurką w nakrętce, chłopcy strumieniem wody rysują po chodniku i ulicy esy-floresy, wszystkie dzieciaki z sąsiedztwa też podłapały :)
W domu niestety nie jest już tak łatwo jak na podwórku, bo chłopcy są fanami drobnych zabawek typu Lego i Playmobil, które są dosłownie wszędzie + skończyło nam się miejsce na książki + artykuły plastyczne, które kiedyś zajmowały jedną szufladę, dziś nie mieszczą się już w dwóch i też leżą wszędzie (zajmują m.in. połowę blatu w kuchni, gdzie zazwyczaj zajmujemy się tym, co mocniej brudzi). Chyba muszę w końcu pójść z szafkami w górę, bo do tej pory starałam się ustawiać w pokoju dziecięcym tylko niskie meble, tak żeby dzieciaki mogły sobie same po wszystko sięgać.

Ja miałam domek-narzutę na stół! Bomba! Babcia mi uszyła z jakiejś starej zasłony. Niczego więcej z bratem nie potrzebowaliśmy do szczęścia :)

Kasiu! To musiała być najlepsza zabawka pod słońcem! Pamiętam jak kiedyś mama z tatą zrobili dla nas domek z tektury tak wielki, że mogłam w nim się wyprostować. Były okna, drzwi i czerwona dachówka. Takie prezenty zostają w naszych wspomnieniach na zawsze :)

Haniu, bez problemu! Farba do malowania palcami schodzi z naszego stołu bez najmniejszych problemów. Generalnie próbowaliśmy już na nim niemal wszystkiego i tylko raz zdarzyło się zabarwić go na amen – różowa bibuła marszczona. Nie wiem czym producent to barwi, ale do dzisiaj diabelstwo nie chce zejść :D

Kochana Owsianko, dziękuję Ci za te słowa! Jeśli kiedyś zobaczysz na tym blogu moje profesjonalne, wypacynkowane na blogową modłę zdjęcie, a do tego twarze moich grzecznie poustawianych w rządku pociech, ubranych w stroje jak z dziewiętnastowiecznego skansenu i jeszcze moje szczerzącego się małżonka na dokładkę, to weź mnie proszę walnij w czerep ;)

Ten pomysł z pewnością wykorzystam, bo jest bombowy (tak najbardziej ze wszystkich :P), a znając upodobanie moich dzieci do świateł i lampek to radości będzie tyle, że aż się boję. Martwi mnie jednak, że pewnie tym samym odwlecze się realizacja innego, mojego pomysłu- czyli uszycia kompletu „ścian” na piętrowe łóżko, które to chcę upodobnić do statku – pirackiego ofkors :) Naprawdę przydałyby mi się jeszcze chociaż ze dwie ręce ;)

Zakochałam się! Po prostu. Nie mam jeszcze dzieci, plastyczna jestem średnio, ale tyle uroku i pozytywnych emocji daje samo oglądanie takiej „bazy”, że muszę poszukać okazji do własnego tworzenia! ;)

gratuluję (i zazdroszczę) wyluzowania.. małe dziecię z farbą, pędzlami, bez fartuszka, baz gazet na podłodze, obok ta pościel, a Mama spokojnie leży i robi zdjęcia.. :) a później to dziecię z farby, na tej pościeli przytula drugię dziecię, też już z farby :) ja bym nie umiała. niestety.. a szkoda, bo myślę, że przez to wiele radości dzieci omija.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *