Kategorie
w Pracowni

Ostatnia wystawa przed pandemią koronawirusa

Miałam to opisać inaczej, ale w dzień w którym to wszystko się zaczęło, a cały sektor kultury wywiesił na drzwiach: zamknięte do odwołania, rozmawiałam z Adamem Harasem – artystą grafikiem i opiekunem Galerii A w Starogardzkim Centrum Kultury, który powiedział mi tak. – No, Martyna, możesz powiedzieć, że miałaś ostatnią wystawę przed pandemią koronawirusa.

Obawiam się, że plakaty, które 13 marca miały się grzecznie spakować do czarnej teczki i zrobić miejsce następnym wystawom, powiszą sobie za zamkniętymi drzwiami Galerii A jeszcze nie wiadomo jak długo.

Mentalnie nastawiam się na siedzenie w pieczarze z resztą stada przez kilka miesięcy. Optymistycznie zakładam, że do lipca. Realistycznie do nie wiadomo kiedy. Bo jeśli ktokolwiek myśli, że po Wielkanocy 2020 wszystko będzie, jak dawniej, to mogę go jedynie przytulić i dyskretnie przewrócić oczami.

Jako, że mój świat realny skurczył się w ciągu jednego dnia do rozmiarów dwupokojowego mieszkania, wymyśliłam sobie, że przeniosę swój kawałek kultury do świata wirtualnego.

Co ciekawe, ostatnia wystawa przed pandemią koronawirusa była równocześnie moją pierwszą wystawą indywidualną, która nie wisiała gdzieś w przestrzeni ulicznej i nie została podrzucona cichaczem z krzaków, czyli bez potrzeby tłumaczenia się z mikrofonem, po jakiego grzyba to całe przedstawienie.

Do zdjęć i opisu wystawy jeszcze dojdziemy, ale najpierw chciałabym poruszyć, a potem rozwlec jak strzyga bebechy po gościńcu, bardzo ważną kwestie, nad którą naturalnie nie zastanawia się nikt inny poza mną.

Po co artystom wystawy?

To pytanie mogłoby brzmieć inaczej. Po co autorom czytelnicy albo instagramerom obserwatorzy? Ale podczas PLakatu, którego wernisażem weszła z butami w Dzień Świętego Walentego i pokrzyżowałam moją tradycję moczenia się w wannie tak długo, aż zmienię się w syrenę i pójdę spać, najbliżej było mi chyba jednak do artystki.

Nie mogę wiedzieć, po co innym artystom wystawy, ale jestem wdzięczna, że przed moją własną i wtedy tylko potencjalną wystawą plakatu, na którą wcale nie miałam ochoty się tak łatwo zgadzać, zadzwoniłam do mojej najlepszej przyjaciółki i poprosiłam o radę – Co myślisz, czy ja tej wystawy potrzebuję?Na co moja najlepsza przyjaciółka odpowiedziała mi tak. Artysta potrzebuje swojej publiczności.

No ok. Jakiś sens w tym wtedy dostrzegłam. I dobrze, że znam takich mądrych ludzi, bo na decyzję, czy wchodzę w to, miałam jakieś 1 i pół dnia, a z perspektywy dostrzegam, jakie to wszystko było dla mnie ważne i potrzebne.

Autor potrzebuje swojej publiczności

Ale najpierw potrzebuje spojrzeć na to, co tworzy w zupełnie innym otoczeniu i atmosferze.

Co innego publikować sobie radośnie w internecie, ścigać się z samym sobą, rozprawiać w głowie jakieś zwariowane koncepcje. A co innego wydrukować na słusznych formatach to wszystko, co się wytworzyło w ciągu niespokojnych dwóch lat. A potem zamknąć się z tym na kilka dni w galerii sztuki z myślą, że jacyś ludzie przyjdą to oglądać.

To co zostawiło we mnie największy ślad, to możliwość fizycznego i psychicznego zmagania ze swoim plakatem, a także współpraca z artystami i opiekunami Galerii A – Adamem Harasem i Józefem Olszynką.

Całe to przygotowywanie. Rozmawianie. Docinanie prac. Rozmawianie. Dźwiganie ram, w które trzeba było powkładać plakaty. Rozmawianie. A następnie bieganie z nimi po całej galerii i szukanie klucza, który nagle zaczął mi świtać w głowie, bo ŁAŁ (!), on tam rzeczywiście BYŁ! To właśnie było dla mnie najważniejsze i może nawet przełomowe w moim myśleniu o własnej twórczości i byciu kiedyś tam artystką w ogóle.

Jako, że lubię rozważać różne dziwne teoretyczne sytuacje, gdybym była zmuszona wybierać, oddałabym całe to zainteresowanie moja osobą łącznie z wernisażem za to czego można się o sobie dowiedzieć podczas samego wieszania wystawy.

To niesamowite, że plakaty, które powstawały w zupełnie innym czasie, które w mojej świadomości mówiły na zupełnie różne tematy, uzupełniają się w tak oczywisty sposób. Nie dostrzegłabym tego, gdybym nie musiała ich poukładać w przestrzeni.

Doszło nawet do tego, że pojedynczy plakat przestał być dla mnie ważny. Dużo ważniejsze stało się to, jaki plakat wisi obok i co tworzą razem.

Cholera, czy to możliwe? Przecież w takim układzie to zupełnie nowy utwór. Brakuje tylko wersalki i niedzielnego obiadu.

O artystach w przestrzeni

Ta wystawa uświadomiła mi jeszcze jedną bardzo ważną i trochę smutną kwestię. Artysta, któremu brakuje przestrzeni, który ma niewiele czasu, żeby tworzy i ciągle odczuwa niedosyt, albo tę przestrzeń i czas znajdzie, albo skarłowacieje z czasem w jakieś małe nieszczęsne licho.

W sumie pokrywa się to z bardzo przytomnym raportem na temat artystów, który kiedyś wpadł mi w ręce, a z którego wynikało, że brak pracowni, która jest czymś więcej niż biurkiem w sypialni i stołem w kuchni, jest czynnikiem, który najbardziej wpływa na to, że artyści nie rozwijają się lub nawet przestają tworzyć.

O artystach w pandemii

A potem przychodzi czas pandemii, kwarantanny, koronawirusa i weryfikacja wszystkich dotychczasowych raportów i tęsknot.

Dobrze, że człowiek ma te swoje ciasne, ale własne 50 metrów, na których, i plakat zrobi, i papier ze śmieci ukręci. A że wszystkie imprezy i plakaty odwołane, to ma czas, żeby temat śmieciorytu rozwijać – technikę wprost idealną na trudne czasy, bo jeść nie woła, a co potrzebne pod ręką.

A że to wszystko odbywać się będzie w domowym epicentrum interakcji międzyludzkich (między naleśnikami, a usypianiem)?

Grunt, że otwarte. Nawet jeśli do wyczerpania.

PLakat

Ci, który twierdzą, że plakat to nie sztuka, prawdopodobnie znają jakiś inny rodzaj plakatu. Obserwując to, co się dzieje ze współczesnym plakatem, nie da się nie zauważyć, że jego definicja podlega ciągłej transformacji i rozszerza się na naszych oczach. I to jest dla mnie przynajmniej tak samo fascynujące, jak obserwowanie i komentowanie za pomocą plakatu polskiego społeczeństwa.

„PLakat” to społeczno-kulturowy wycinek obu tych fascynacji, który dojrzał do tego, żeby przenieść się „z ulicy” do galerii. A także anagram słowa „atak” w mocno polskim wydaniu.

Z 54 plakatów, które powstawały w latach 2018-2019, wybrałam 28, które łączy i dzieli tak samo wiele i bardzo jestem ciekawa, czy zamiast „ataku” może zaistnieć między nimi dialog.

Martyna Pazera

pazera_plakat

Autor: Mamarak

Cześć! Jestem Martyna i bardzo bym chciała, żeby rodzice małych dzieci wiedzieli to samo, co ja. Każde dziecko jest artystą, a rozwijanie poprzez sztukę to dobry początek, żeby stać się człowiekiem sprawczym i samodzielnym.

2 odpowiedzi na “Ostatnia wystawa przed pandemią koronawirusa”

Boże, jakie one piękne, jak bardzo pociągają do myślenia! Uwielbiam! Stałabym tam wpatrzona!
A zdanie o kluczu, który tam był, przenoszę na całe życie… splot wydarzeń, ludzie, sytuacje…. jak znaleźć klucz (bo na pewno tam jest!)
Dziękuję!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *