Może zejdzie, jak zrobimy laurkę na zgodę?
Małe dziecko i kot domowy mogą tworzyć bardzo zgrany duet. Co prawda, najczęściej jest to relacja z rodzaju tych skomplikowanych – rządząca się własnymi prawami. U nas na co dzień wygląda to mniej więcej – TAK. Trochę jak we włoskim małżeństwie – nie mogą żyć bez siebie, ale jak są zbyt blisko, to niechybnie lecą kłaki. Teoretycznie Pierwszy Towarzysz już dawno zrozumiał znaczenie i rozpiętość zwrotu aja kotek. W praktyce i z upływem czasu kotek nadal jest aja i cacy, tylko że dużo mocniej i częściej. Kotkowi ta intensywność nie zawsze się podoba, zwłaszcza gdy wiąże się to z testowaniem wytrzymałości kociej anatomii. Chociaż muszę przyznać, że jak na przedstawiciela swojego gatunku pozostaje on oazą cierpliwości. To raczej ja wyczekuję dnia, kiedy moje upomnienia będą respektowane dłużej niż 15 minut. Czasem śpiewam sobie pod nosem, bo liczenie w myślach przestało pomagać. Wlazł kotek na płotek… i znów odnajduję spokój ;)
Kocie to taki skrót od kocham cię.
Dziś w ramach zbiorowej terapii przeprowadziliśmy wspólne zajęcia plastyczne. Podobno sztuka łagodzi obyczaje. A poza tym, po ostatnim malowaniu palcami, zostało nam dzieło, z którym wypadałoby coś zrobić. Jako że jestem większym zwolennikiem sztuki użytecznej niż wolno wiszącej, postanowiłam poddać pomalowaną tekturę dalszej obróbce.
Temat pracy: laurka dla kotka.
Według logiki mojego dziecka pisaki są lekarstwem na wszystko, więc w tym przypadku na pewno też się sprawdzą.
Najczęściej nasza zabawa pisakami sprowadza się do tego, że Pierwszy Towarzysz bazgra sobie beztrosko, a ja staram się na bazie jego bazgrołów stworzyć coś przedstawiającego. W tym wypadku dodatkowo miałam do dyspozycji jego wielobarwne dzieło namalowane wcześniej farbami.
Powyżej można zauważyć pierwsze efekty terapii. Kotek na wyciągnięcie ręki, a artysta o dziwo nie rzucił wszystkiego, tylko cieszy się towarzystwem na odległość. Znaczy się – jest dobrze.
Laurka z funkcją spania.
Ok, przyznaję, że w robieniu laurki miałam ukryty własny-praktyczny cel. Mój małżonek, nabył niedawno legowisko dla naszych kotów. Standardowo okazało się zakupem z serii ostatni-raz-kupiłem-coś-swojemu-kotu. Czyli zostało ostentacyjnie zignorowane na rzecz wszystkiego innego co legowiska bynajmniej nie przypomina (z routerem od Internetu na czele). Postanowiłam położyć kres tej niewdzięcznej sytuacji, tym bardziej że sprawność naszego łącza została zagrożona. Nasza laurka posłuży jako „abgrejt” legowiska, które pokocha nawet najbardziej niewdzięczna bestia ;)
Biorąc pod uwagę fakt, że wcześniej żaden kot nie zaszczycił legowiska nawet spojrzeniem, efekt końcowy przerósł moje najśmielsze oczekiwania.
A wy, jakie macie sposoby na swoim milusińskich?
W odpowiedzi na “Wlazł kotek na płotek i się focha…”
Ciekawe :-)