Jeśli ktoś poszukuje nowej formy, którą można przyozdobić ściany dziecięcego pokoju, to nasz najnowszy projekt niesie ze sobą orzeźwiający powiew świeżości. Co prawda nastawiałam się na chłodną bryzę znad norweskich fiordów, ale moje dziecko uważa, że styl skandynawski jest już passé i rozpoczął się sezon na bardziej mieszane masy powietrza. Skutkiem czego, przez nasz dom, przeszedł wczoraj huragan Pollock.
Do jego powstania przyczyniła się seria niekontrolowanych zjawisk:
– formy do ciasta – kupione 2 lata temu i nigdy nieużywane,
– rolka papieru do rysowania – dojrzewająca od roku pod łóżkiem,
– farby i wałek malarski – leżakujące w kartonie od czasu studiów,
– wałek kuchenny z promocji – jedyna rzecz nieprzypadkowa,
– 2 długie patyki – pozostałość po uprawie groszku zielonego na balkonie,
– 4 klocki drewniane – podprowadzone dziecku,
– taśma piankowa, taśma biurowa, nożyczki, klej, folia spożywcza, wata, sznurek – dziwnym trafem wszystko było w domu.
Wałek przeciwpowodziowy i stempelki opadowe
Najpierw poczyniliśmy przygotowania. Na każdy wałek nakleiliśmy taśmę piankową, tworząc szlaczki i geometryczne motywy.
Na bazie foremek zrobiliśmy stempelki. Zależało mi na różnych efektach, dlatego każdą zrobiliśmy nieco inaczej. Łoś to motyw przewodni, który miał mi zagwarantować skandynawski powiew.
Okazało się, że łoś jeszcze niczego nie gwarantuje.
Temat pracy: Rollup à la Pollock
czyli ekspresjonizm abstrakcyjny w półtorarocznej postaci. Wyszło zupełnie inaczej niż zakładałam, czyli tak jak powinno być, bo z mnóstwem zaskakującej zabawy. Radość tym większa, ponieważ Pierwszy Towarzysz dokonał dziś dwóch samodzielnych odkryć. Pierwsze – balonikiem, z którego uciekło powietrze, można robić fantastyczne stempelki. Drugie – autkiem z Lego można robić jeszcze lepsze ślady. Moja krew – pękam z dumy.
Motyw łosia przewijał się cały dzień, bo po skończonym malowaniu, trzeba było znaleźć egzemplarz, który to wszystko posprzątać. Ciągle szukam.
Cudo na kijach
Czekamy, aż praca wyschnie. Nasze dziecię w tym czasie zasnęło, a to znaczy, że ja i mąż-ojciec wkraczamy do akcji. Najpierw przecięłam naszą pracę na pół – docelowo powstaną z niej dwa rollupy, muszę tylko uzupełnić zapas patyków.
Zawijamy, przyklejamy i przycinamy patyki. Mąż-ojciec w tym czasie nawierca klocki, które wetkniemy na patyki.
Ja też dokonałam dziś przypadkowego odkrycia. Wyszedł nam całkiem ciekawy sznurek, który teraz wykorzystamy.
Rollup gotowy. Jeszcze tylko szybka przymiarkach w miejscu zegara, zanim dziecię wstanie, a rollup będzie mógł zawisnąć w docelowym miejscu.
Mój motyw dnia – łoś przejechany autem.
W odpowiedzi na “Ale wałek! Stemplowany rollup ścienny”
Fantastyczne!
Pamiętam jak mój syn odkrył, że ślady opon zostawiają ładne wzory, malował swoje ulubione auta, opony, i jeździł nowymi po kartkach papieru. Frajda była ogromna.