Kategorie
Legendy miejskie

Legenda o Anieli Dąbek

We wsi położonej niedaleko Starogardu żyło sobie małżeństwo, które miało trzy piękne córki. Dwie starsze były miłe, uczynne i zawsze słuchały rodziców, trzecia natomiast była jeszcze bardziej od tamtych uczynna, ale odkąd nauczyła się chodzić i mówić, chadzała wyłącznie własnymi drogami i głośno wyrażała swoje zdanie. Ale że robiła to zawsze w słusznej sprawie, rodzice, siostry i sąsiedzi szczerze kochali Anielę, żartując tylko pobłażliwie przy różnych jej wybrykach, że istne z niej diablątko, a nie żadna Aniela.

Aniela od maleńkości była wyczulona na niesprawiedliwość. I choć wyrosła na całkiem bystrą pannę, nie potrafiła zrozumieć, dlaczego ludzie na wsi muszą pracować tak ciężko, ażeby oddawać swe plony bogaczom, którzy i tak mają wszystkiego aż za dużo.

Pewien szlachcic z pobliskiego zamku wyjątkowo lubił pokazywać, że zawsze mu mało, czym doprowadzał Anielę do młodzieńczej pasji.

Kiedy jechał przez wieś swym bogato zdobionym powozem, opychając się owocami cudzej pracy, rodzice Anieli patrzyli z obawą, żeby tylko ich najmłodsza córka zbyt głośno nie wyraziła swego zdania.

Niestety, ich najgorsze przeczucia miały się wkrótce spełnić. Jednak to szlachcic, będący pod wielkim wrażeniem Anieli, pierwszy się do niej odezwał. Aniela natomiast miała wrażenie na temat szlachcica od dawna określone, dlatego głośno dała mu do zrozumienia, że komplementy to on sobie może w zamku schować, ale gdyby mądrzej wsią gospodarował, to i ludziom łatwiej by się żyło, a i on jeszcze by na tym skorzystał.

Szlachcic roześmiał się na tę zuchwałość, będąc pod wrażeniem jeszcze większym, i odpowiedział szczerze zainteresowany, że skoro panna taka mądra, to zaprasza ją jutro na zamek, ażeby zaczęła mu doradzać, jak tego wszystkiego dokonać.

Wieczorem rodzice próbowali przekonać Anielę, że to nie najlepszy pomył. Że jest młoda i naiwna, i w ogóle życia nie zna. Aniela jednak uważała, że sprawa jest zbyt ważna, żeby nie zaryzykować i że jeśli nic nie wskóra u szlachcica, to wróci do domu najdalej za tydzień.

Szlachcic ucieszył się bardzo na widok Anieli i oddał jej na własność najlepszą komnatę. Niestety, nie miał on zbyt mocnej głowy do gospodarowania, słuchać też się nigdy nie nauczył, i kiedy próbował wymusić na Anieli pocałunek, ta wyciągnęła zza uda swój nóż i dźgnęła go w ramię w ramach ostrzeżenia.

Nie czekając na reakcję zaskoczonego szlachcica, Aniela szybko opuściła zamek. Zaszyła się w lesie, żeby przeczekać jego szlacheckie humory i zdecydować, co dalej. Do domu nie zamierzała wracać, żeby nie sprowadzić na siostry i rodziców jakiegoś nieszczęścia.

Jednak szlachcic był wyjątkowo leniwym i mściwym człowiekiem. Nie chciało mu się ganiać po lasach za Anielą, kazał więc sprowadzić na zamek jej rodzinę, a potem rozgłosić w okolicy, że czeka na Anielę w zamku.

Jeszcze tego samego dnia Aniela weszła na dziedziniec z uniesioną głową.

– Oto jestem, a teraz wypuść moją rodzinę. – rzekła, zanim ją aresztowano.

Był rok 1682, kiedy przewieziono Anielę do Starogardu i posądzono o czary.

Były to czasy mroczne, w których sędziowie nie mieli zbyt mocnych głów do sędziowania, a panująca niesprawiedliwość tak bardzo utwardziła wszystkim serca, że brakowało w nich miejsca na ludzkie odruchy.

Szlachcic, który najbardziej na świecie bał się ludzi na tyle odważnych, żeby mu się sprzeciwić, zeznał, że Aniela rzuciła na niego czar. Tłum ludzi zgromadzonych przed sądem zatwardziale się z nim zgadzał i głośno domagał się wykonania wyroku.

Aniela próbowała zrozumieć, dlaczego ludzie z miasta nie różnią się wcale od ludzi ze wsi i tak samo przyzwalają na niesprawiedliwość. A kiedy stanęła na stosie, na środku starogardzkiego rynku, jej młodzieńcza pasja płonęła jasno, marząc o czasach sprawczości i sprawiedliwości, w których wszystko nareszcie będzie tak, jak być powinno.

Szlachcic był obecny na tej egzekucji. W drodze powrotnej, kiedy już wysiadał ze swego bogato zdobionego powozu, rozległ się huk, tak niemiłosierny, że psy w całej okolicy zaczęły skowyczeć.

Ludzie później gadali, że to niechybnie jakieś siły wyższe postanowiły wmieszać się w sprawy śmiertelnych, ale nie mieli oni racji.

Stary dąb runął na szlachcica, bo ostatnia nawałnica osłabiła jego korzenia, a osłabiła korzenie, bo szlachcicowi zawsze było mało. Trwająca od kilku miesięcy rozbudowa zamku o system piwniczek do przechowywania większej ilości leżakujących napojów, przypieczętowała los rodowego drzewa i żywot szlachcica, który nie miał zbyt mocnej głowy do gospodarowania.

To była ta jedna krótka chwila w dziejach, kiedy na świecie zapanowała sprawiedliwość.


“Legendy miejskie” to projekt, który początkowo miał jedynie ilustrować mało znane starogardzkie legendy, a zainteresowanych odsyłać do istniejących źródeł. Problem w tym, że źródła są liczne i trudno dostępne, a w dodatku opowiadają nasze legendy w dość skrótowy sposób. Mnie natomiast marzyły się takie z prawdziwego zdarzenia. Z emocjami, charakternymi postaciami i uniwersalnym przesłaniem. Do których każdy miałby łatwy dostęp. Dlatego powołując się na niezbywalne prawo wszystkich opowiadaczy świata, napisałam je na nowo i w każdej dodałam coś od siebie.

This image has an empty alt attribute; its file name is stopka.jpg

Autor: Martyna Pazera

Graficzka, plakacistka, trochę wolny ptak, a trochę mamarak. Mieszka w Starogardzie Gdańskim i tworzy we Wspólnej Pracowni. Lubi niczego nie marnować, dlatego wzięła się za opowiadanie zapomnianych legend i robienie papieru ze śmieci.