Kategorie
Legendy miejskie

Legenda o Małgorzacie

Starogard miał kiedyś cztery baszty. Gdańską, inaczej nazywaną Szewską. Narożną, prawdopodobnie najstarszą ze wszystkich. Wodną, o której do dzisiaj wiemy najmniej. A także Młyńską, w której dawno, dawno temu, wydarzyła się smutna historia.

Były to czasy spokoju i względnego dobrobytu. Starogard był ważnym ośrodkiem handlu, słynącym ze znakomitych towarów i najlepszych rzemieślników. A jednym z najbogatszych i najbardziej wpływowych ludzi w mieście, zatrudniającym grono lokalnych specjalistów, był właściciel browaru, Pan Schulz.

Pan Schulz mieszkał w Baszcie Młyńskiej, a kiedy nie doglądał interesu, patrząc na ręce swoim browarnikom albo goszcząc na niedzielnych obiadach u Pana Burmistrza, dbał o kontakty w reszcie kraju albo i jeszcze dalej.  

To właśnie podczas jednej z podróży do Bawarii poznał młodziutką Małgorzatę. Jej duże smutne oczy sprawiły, że w sercu Pana Schulza coś zatrzepotało. A kiedy dowiedział się, że Małgosia w wyniku nieszczęśliwego wypadku została sierotą, postanowił przygarnąć ją pod swój dach i dać jakieś zajęcie.  

Tym sposobem Małgorzata zamieszkała w Starogardzie, na strychu Baszty Młyńskiej.

ul. Wodna 8, Starogard Gdański | Baszta Młyńska

Swój dzień zaczynała wczesnym rankiem, kiedy jeszcze wszyscy spali. Nosiła drewno i paliła w piecach, żeby domownikom milej było wstawać. Później zamiatała i pastowała podłogi, wycierała wszystkie parapety i poręcze, biegała po sprawunki dla kucharki, robiąc po drodze milion innych rzeczy. Na koniec dnia znów zamiatała od góry do dołu, a kiedy wracała do swojej izdebki, siadała w okienku, żeby popatrzeć na kanał, który odpływał od rzeki Wierzycy.

Wody Wierzycy rozumiały wszystkie jej zmartwienia, które bynajmniej nie wynikały z trudów ciężkiej pracy. Tego akurat Małgosia się nie bała. Lubiła mieć zajęcie, lubiła starą basztę, zapach drewna, ciepłą kuchnię i codzienne rytuały. Nie lubiła tylko Pana Schulza i jego coraz bardziej natarczywych podrywów.

Natarczywość Pana Schulza była o tyle nieprzyjemna, że ten najwyraźniej nie rozumiał słowa „nie”. Nie rozumiał w dialekcie bawarskim i nie rozumiał też po polsku. I kiedy w swej natarczywości zapędził się jednego wieczora aż do izdebki na strychu, żeby wyznać, jak bardzo kocha Małgorzatę, ta była zmuszona wyślizgnąć mu się przez okienko i chyba tylko moc Wierzycy sprawiła, że niczego sobie wtedy nie zwichnęła.

Poturbowana delikatnie tym upadkiem, roztrzęsiona w poczuciu bezsilności, zaczęła pukać do drzwi sąsiadów i opowiadać, że nie kocha Pana Schulza, a on tak bardzo nie chce tego przyjąć do wiadomości, że aż musiała wyskoczyć ze swojej izdebki przez okienko.

Sąsiedzi wysłuchali i zapewnili Małgorzacie dach nad głową, żeby następnego dnia pójść do Pana Schulza na rozmowę. Jednak wpływowy właściciel browaru jeszcze tego samego wieczoru zapukał do drzwi sędziego, z którym lubił rozmawiać przy obiedzie o uprawie chmielu. Opowiedział mu, wielce oburzony, o kradzieży, na której przyłapał Małgorzatę, o jej desperackiej ucieczce okienkiem i rzekomych kłamstwach opowiadanych sąsiadom.

To była bardzo szybka egzekucja. Pan Schulz nie chciał ryzykować, że w jego domu znajdą się świadkowie albo, że sąsiedzi nabiorą podejrzeń. A Małgorzata z Bawarii, niesłusznie oskarżona, zginęła przez Pana Schulza na szafocie.

Pan Schulz myślał pewnie, że po wszystkim będzie żył jak dawniej, ale sąsiedzi, pracownicy browaru i inni świadkowie nie potrafili zapomnieć. Rósł w nich gniew karmiony poczuciem własnej winy, że nikt z nich nie odważył się ratować Małgorzaty, którą wszyscy dobrze znali i po czasie żałowali.


„Legendy miejskie” to projekt, który początkowo miał jedynie ilustrować mało znane starogardzkie legendy, a zainteresowanych odsyłać do istniejących źródeł. Problem w tym, że źródła są liczne i trudno dostępne, a w dodatku opowiadają nasze legendy w dość skrótowy sposób. Mnie natomiast marzyły się takie z prawdziwego zdarzenia. Z emocjami, charakternymi postaciami i uniwersalnym przesłaniem. Do których każdy miałby łatwy dostęp. Dlatego powołując się na niezbywalne prawo wszystkich opowiadaczy świata, napisałam je na nowo i w każdej dodałam coś od siebie.

This image has an empty alt attribute; its file name is stopka.jpg

Autor: Martyna Pazera

Graficzka, plakacistka, trochę wolny ptak, a trochę mamarak. Mieszka w Starogardzie Gdańskim i tworzy we Wspólnej Pracowni. Lubi niczego nie marnować, dlatego wzięła się za opowiadanie zapomnianych legend i robienie papieru ze śmieci.