Kategorie
Legendy miejskie

Legenda o siłaczu Gustawie

Dla większości Starogardzian Gustaw był mocarzem. Siłaczem znanym na całym Pomorzu, który jednym ciosem pokonał Anglika w zapaśniczym pojedynku. Gustaw odbywał akurat służbę wojskową w Gdańsku, kiedy do Nowego Portu zawinął okręt królowej angielskiej. Służył na nim człowiek, którego kompani również mieli za mocarza. „Pożeracz żelaza”, bo taki miał przydomek, spotkał się z Gustawem, żeby rozstrzygnąć podczas walki, który z nich ma większe prawo do bycia mocarzem.

Po skończonym pojedynku prawie wszyscy wiwatowali i gratulowali Gustawowi. Klepali go po plecach, bo do ramion mu nie dosięgali. Tymczasem Gustaw czuł się jakoś inaczej niż zawsze i pierwszy raz miał wątpliwości co do swojego mocarstwa.

Anglik nie przeżył tego starcia i został pochowany w Nowym Porcie. Gustaw wrócił do Starogardu i próbował robić to, co zwykle. Przy ul. Rycerskiej 4 miał swój dom i rzeźnicki zakład. Patrzył na podwórze i wspominał czasy, kiedy gołymi rękami łamał wołom karki, ludzie wiwatowali i klepali go po plecach, a on – mocarz – pękał z dumy i nad niczym się nie zastanawiał.

Od powrotu Gustaw nie miał ochoty otaczać się ludźmi, ani nawet patrzeć na rzeźnicki fartuch.  

Zamiast tego szedł za miasto, siadał na polanie i rozmyślał.

Myślał o Porcie w Gdańsku, zamorskich podróżach i egzotycznych krainach. O tym, czy ktoś w Anglii czekał na „Pożeracza żelaza”. Albo czy jest na świecie miejsce, w którym nie musiałby rozmyślać.

Gustaw myślał, myślał, a potem zaczął płakać. Płakał, płakał i rozmyślał, czy Anglik też słyszał od ojca, że nie wolno płakać.

Płakał, płakał, aż wypłakał wszystko, co się w nim uzbierało od dzieciństwa, a że wyrósł na dwumetrowego Gustawa, trwało to aż do zachodu słońca. I kiedy nareszcie poczuł się lżejszy i mocniejszy w środku, obejrzał się przez ramię na panoramę Starogardu i pomyślał, że nie ma na świecie piękniejszego miejsca, w którym tak dobrze można by rozmyślać.

A potem wstał, uśmiechnął się do swoich myśli i dalej wiódł życie rzeźnika-siłacza. Nigdy nie założył rodziny, ale lubił chodzić za miasto, siadać na polanie i rozmyślać. A kiedy umarł, jego portret, na którym dźwiga dwie lufy armatnie, zawisł w Gdańsku w kasynie oficerskim, gdzie ludzie wspominali i wznosili toasty, i tak naprawdę bardzo mało wiedzieli o jego mocarstwie.

Starogard Gdański, Rycerka 4

„Legendy miejskie” to projekt, który początkowo miał jedynie ilustrować mało znane starogardzkie legendy, a zainteresowanych odsyłać do istniejących źródeł. Problem w tym, że źródła są liczne i trudno dostępne, a w dodatku opowiadają nasze legendy w dość skrótowy sposób. Mnie natomiast marzyły się takie z prawdziwego zdarzenia. Z emocjami, charakternymi postaciami i uniwersalnym przesłaniem. Do których każdy miałby łatwy dostęp. Dlatego powołując się na niezbywalne prawo wszystkich opowiadaczy świata, napisałam je na nowo i w każdej dodałam coś od siebie.

Autor: Martyna Pazera

Graficzka, plakacistka, trochę wolny ptak, a trochę mamarak. Mieszka w Starogardzie Gdańskim i tworzy we Wspólnej Pracowni. Lubi niczego nie marnować, dlatego wzięła się za opowiadanie zapomnianych legend i robienie papieru ze śmieci.