Kochani, łapka w górę, kto z Was grał za dzieciaka w domino? Widzicie ten las rąk ciągnący się aż po horyzont? Ale cóż to?! Jedna mała smutnooka dziewuszka, stojąca jakby na uboczu, nie wie, co począć ze swoimi przydługimi paluchami. Czyżby nikt jej nigdy nie pokazał, do czego służą te paskudnie ilustrowane kartoniki rodem z lat 90-tych, walające się po całym pokoju i przyprawiające matulę o zawroty głowy?
Dziewuszka dorosła, doczekała się własnego potomstwa, z bałaganiarstwa nie wyrosła, za to wie aż za dobrze, do czego wykorzystać rączki. A to, co potrafi nimi stworzyć, z przyjemnością i Wam udostępni ;)
Na pomysł, aby stworzyć swoje własne domino wpadłam trochę z ciekawości (jakimś cudem nigdy przedtem w nie nie grałam), ale dużo bardziej z nagłej i pilnej potrzeby. Chorujące dziecię, niby to wypluwające płuca, lecz nieprzerwanie napędzane energią kosmosu, nudziło się niemiłosiernie przy okazji obracając w perzynę wszystko wokół.
Kryzys zażegnany, chaos opanowany, mały rozbójnik spacyfikowany. A oto i moje ciężkie działa wytoczone do walki z nudą i beznadzieją. I niewątpliwie jeden z moich bardziej udanych projektów.
Lekarstwo na nudę. Domino z kangurami
Domino będziecie mogli pobrać sobie dopiero za chwilę, bo skoro już tak podróżujemy beztrosko między moimi retrospekcjami, to zapragnęłam zabrać Was do wyjątkowo egzotycznego miejsca. Zapewniam, że nie będzie to kolejna seria obrazków o kotkach, pieskach i zwierzątkach gospodarczych, które każde dziecko doskonale zna, bo wałkuje w różnych konfiguracjach od czasów niemowlęcych. To będzie podróż do jednego z najbardziej fascynujących ekosystemów z niesamowitą i wyjątkową fauną, z której tylko robali nie zazdroszczę.
Witajcie w Australii!
Nie żebym była tam kiedykolwiek osobiście, ale jako dziecko uwielbiałam odwiedzać Australię palcem po Ilustrowanym atlasie dla dzieci. Chłonęłam wszystkie filmy przyrodnicze (to akurat bez znaczenie o jakiej szerokości geograficznej), a o dziobakach, które mają czelność składać jaja, a równocześnie każą zwracać się do siebie per ssaki, mogłabym opowiadać bez końca.
Ta miłość do przeróżnej maści zwierzaków i ilustrowanych map świata siedzi we mnie bardzo głęboko i już niedługo pochwale się Wam naściennym rarytasem, który majstruję powolutku w zaciszu swojej pracowni. Rąbka tajemnicy uchylam na Instagramie oraz w tym wywiadzie.
W międzyczasie rarytas doczekał się ukończenia ;)
Wielką Mapę Zwierząt znajdziecie →TUTAJ
Domino do druku. Edycja kolekcjonerska
Załóżmy, że domino macie już pobrane, bo nie wytrzymaliście i w pierwszej kolejności zajrzeliście na sam dół. No dobra i co dalej?
Domino można wydrukować, można je zalaminować, można też z braku laminatora, na który osobiście bardzo cierpię, wpaść na genialny pomysł i stworzyć swoją własną edycję kolekcjonerską.
Nam posłużyła do tego tektura introligatorska o grubości 2 mm (dostaniecie taką w dobrze zaopatrzonych sklepach modelarskich i dla plastyków, w introligatorni lub w internetach), klej, nóż, mata do cięcia, długi liniał i oczywiście wydruki.
Tym oto sposobem uzyskaliśmy 28 kartoników, które mam nadzieję posłużą nam na bardzo długo. Żeby utrwalić wydruki i zabezpieczyć je przed pobrudzeniem, planuję nakleić na nie matową folię transparentną, którą lada dzień ma nam dostarczyć kurier.
Zdecydowanie warto poświęcić chwilę i stworzyć sobie taką solidną wersję gry, gdyż projektowałam ją w taki sposób, aby zaciekawić zarówno 2-latka jak i 6-latka. Duże poręczne kartoniki i ilustrowane zwierzaki, które po rozłożeniu tworzą imponującej wielkości labirynt to wabik, któremu żaden maluch się nie oprze. Do tego nietuzinkowa tematyka, liczba oczek przypisana każdemu gatunkowi oraz fakt, że domino jest wbrew pozorom dosyć wymagająca grą strategiczną, sprawiają, że ta wartościowa zabawka ma szansę rosnąć wraz z Waszymi dziećmi.
Domino do pobrania i zasady gry:
W przypadku tych najmłodszych dzieci zasady są raczej zbędne. Maluchy będą miały największą frajdę z samego układania obrazków lub dopasowywania zwierzaków wspólnie z rodzicami. Za to ze starszymi dziećmi warto zagrać według obowiązujących reguł. Jeśli sami ich nie znacie lub nie pamiętacie, polecam zajrzeć →TUTAJ.
Spodobał Ci się mój wpis? Daj mi o tym znać!
Z miłą chęcią odpowiem na Twój komentarz, przywitam Cię na facebookowym fanpage’u, sprawdzę co słychać u Ciebie na Instagramie i odbędę z Tobą ciekawą rozmowę za pośrednictwem maila.
Wierzę, że kreatywne dusze się przyciągają, a Twoja nie trafiła tu przez przypadek!
Ściskam!
Wpis bierze udział w projekcie:
21 odpowiedzi na “Ilustrowane domino do druku. Australia i jej fauna”
Moje dzieci nie lubią domina (ani memo, ani chińczyka, ani… no żadnych gier nie lubią, nuuuuda!), ale wydrukuję na pewno, bo jest cudne! Dziękujemy! :)
Haha, masz Ci los! Na szczęście te całkiem dorosłe dzieci jak ja czy Ty też znajdą w nim frajdę :D
współczuję…
Ale fajny pomysł! W sam raz na jesienno-zimowe wieczory :) Zwierzaki pierwsza klasa :) Ps. Te dziobaki też zawsze mnie intrygowały :) Pozdrawiam!
O tak dziobaki są super! Jakiś plakat z dziobakiem też by się przydał. Tryb myślenia koncepcyjnego :aktywowany :D
coś pięknego!
a granie kafelkami w takim rozmiarze, to musi być czysta przyjemność :)
(tylko kolczatki mi brakuje – mnie zawsze intrygowała chyba jeszcze bardziej, niż dziobak)
Fakt! Miałam z kolczatką niezłą zagwozdkę. Może stworzymy alternatywną wersję domina z siódmym oczkiem ? ;)
Przepiękne!
No to teraz triomino, kwadromino, hexomino itd. ;-)
Podoba mnie się! Ale najpierw muszę się chyba wybrać do Ciebie na przeszkolenie :D
Dziękujemy za domino. Już pobrane. Tylko nie wiem, czy w czarno-białej wersji przypadnie dzieciakom do gustu (ja cierpię nie tylko na brak laminatora, ale też na brak „kolorowej” drukarki :( )
Na pewno spróbujemy zrobić wersję przyklejoną do tektury introligatorskiej, co by synio nie zniszczył jej za szybko :)
Super pomysł z tą australijską fauną. Buziaki.
Na pewno wpadniecie na pomysł, jak je odrobinę „podkolorować”, ale czarno-białe też ma swój urok. Dziękuję i przesyłam uściski :)
super, super, super- WSZYSTKO SUPER :)
Świetny pomysł, takie domino daje możliwość spędzenia wspólnego czasu z dzieckiem. Przyjemne i pożyteczne:)
Ale czad! Kobieto jesteś boska :) Dzisiaj odkryłam Twojego bloga i aż zacieram rączki… Dziękuję, że dzielisz się tym wszystkim z nami! A zaczęło się od Baśniowej Mapy Polski, którą mam zamiar zgarnąć z DaWandy przy najbliższej wypłacie :D
Rządzisz!
Witaj, Beato! Cieszę się, że tu trafiłaś, bo rzeczy które udostępniam są właśnie dla takich osób jak Ty – pełnych dziecięcej radości i tego nieuchwytnego nie-wiem-czego, za które bardzo Cię lubię :D
ale czemu Wasza układanka ma 3 końce zamiast 2? ;)
Zostało to wyjaśnione powyżej – maluchy grają według własnych zasad ;)
A gdyby tak zalaminować, wyciąć bez „zapasu” i nakleić na tekturę? Nigdy nie używałam takiej tektury.. czy folia się przyklepi? …[uśmiałam się- bo mi się wpisało „przyklepi”, zamiast przyklei :) i uznałam ,że pasuje.. ]
no więc, przyklepiło się :) Ale okazało się, że wszystkie nożyki do cięcia gdzieś sie zapodziały a gilotyna nie poradziła sobie z tekturą. Ostatecznie wycięliśmy tylko same zalaminowane „kostki” domina-bo trzeba było szybko grać. Ale może w przyszłości zrobimy z tektura.
Piękne, po prostu piękne!
Nie wiem jak to się stało, że dopiero trafiłam na Twój blog, ale lepiej późno niż wcale. Bo cudnie tu u Was!!! <3
Piekne! Ta tektura super, musze sie rozejrzec za taką!