Kategorie
Prace plastyczne

Jak zrobić z dziećmi łańcuch na choinkę i nie stracić ducha świąt?

Robienie łańcucha na choinkę nie jest jakąś wielką filozofią. No, chyba że nie uznajesz bezsensownego marnowania papieru i przetwarzasz wszystko, co już zostało wykorzystane, to może jednak trochę tam sobie filozofujesz, ale czysto technicznie łańcuch na choinkę nie potrzebuje tłumaczenia.

Kółko do kółka i po kilkudziesięciu minutach możesz zawinąć się w szeleszczący kokon minionego dzieciństwa i świątecznej atmosfery lat dziewięćdziesiątych.

Nie powiem, miła to była przygoda, ale sedno tego super ważnego projektu objawiło mi się w czymś zupełnie innym i może nawet trochę przydatnym w dorosłym życiu.

Bo gdzieś tam pod skórą mam takie niepopularne przeczucie, że przyszłość tego świata leży jednak we współpracy, a nie w rywalizacji.

Nie jest łatwo pogodzić przy jednym stole 3 silne charaktery, bo ten mi kredkę zabrał, a tamten mi coś dorysował, a ja to bym jednak wolała, żeby nikt na mnie nie krzyczał za to, że pokolorowałam pień drzewa na szaro-zielono, bo sorry, dzieci, ale to jakieś okropne pomówienie, żeby pnie drzew rysować na brązowo.

Ewolucja tak nas jakoś zaprojektowała, że łatwiej zachęcić nas do ścigania się z innymi niż do poszukiwania kompromisów. No, ale od czego jest sterta brokatowego papieru z recyklingu, symboliczny łańcuch z okazji strojenia choinki i jeszcze matka rzucająca groźne spojrzenia, jeśli nie od tego, żeby rodzeństwo zaczęło zgodnie współpracować i na jakieś 30 minut wszyscy poczuli ducha świąt.

Najfajniejsze, co udało nam się w tym projekcie, to podzielić obowiązki w taki sposób, żeby każdy czuł się potrzebny i doceniony.

Starszy ciął papierowe paski na połowę, bo tnąc wcześniej arkusze, specjalnie zostawiłam je za długie, żeby miał zajęcie. Młodszy pędzlował klejem pocięte przez starszego paseczki i robił to nawet przez całe osiem i pół minuty zanim się zmęczył i stwierdził, że jednak woli rysować samochody. Ja sklejałam kółeczka i pilnowałam ciągłości postępów.

A kiedy pojawił się kryzys technologiczny, zrobiłam super ważną rzecz, bo oparłam się pokusie dawania gotowych odpowiedzi i zostawiłam Starszemu poszukiwanie rozwiązania.

Nasz recyklingowy brokatowy papier ma tę zaletę, że oblany grubą warstwą werniksu, po wyschnięciu stał się bardzo mięsisty i wytrzymały. I być może za 20 lat będę mogła wyciągnąć ten sam łańcuch ze świątecznego kartonu i powspominać najbardziej dramatyczne momenty jego powstania, ku niewątpliwej uciesze wszystkich zgromadzonych.

Jednak jego zaleta jest równocześnie jego wadą i niektóre kółeczka zaczęły nam się po czasie dramatycznie rozklejać, co mogło przerodzić się w niemałą katastrofę.

łańcuch

Na szczęście Starszy zachował zimną krew i sam zorganizował taśmę w stosownej kolorystyce, pociął ją na kawałki i kazał mi dzielnie owijać i ratować wszystkie najsłabsze ogniwa tego przedsięwzięcia.

Toteż owijałam dokładnie i rosłam w poczuciu matczynego wzruszenia, że jeśli ten świat będzie potrzebował kiedyś natychmiastowego ratunku, to mój syn będzie gotowy, żeby pracować zespołowo i owinąć go dużą ilością błyszczącej taśmy klejącej.

Najczęściej tak już jest, że ze wspólnych projektów i rozwiązywania drobnych kryzysów wynika coś o wiele ważniejszego niż tylko ładny łańcuch do zawieszenia na choinkę.

Wszystkie paseczki, jakie zostały, pocięliśmy na drobne kawałki i pozbieraliśmy do słoika z myślą o kolejnych przygodach.


Ściskam Was serdecznie i do następnego projektu!
M a r t y n a

Autor: Martyna Pazera

Graficzka, plakacistka, trochę wolny ptak, a trochę mamarak. Mieszka w Starogardzie Gdańskim i tworzy we Wspólnej Pracowni. Lubi niczego nie marnować, dlatego wzięła się za opowiadanie zapomnianych legend i robienie papieru ze śmieci.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *