Wodny młyn przy kanale, który od najdawniejszych czasów mełł ziarno na mąkę, nie miał w dziejach Starogardu łatwo. Na przemian rozbudowywał się o nowe koła napędowe, żeby słynąć z produkcji bardzo dobrej mąki, to za chwilę załamywał się pod ciężarem spalonego drewna, bo dawniej wielkie pożary regularnie nawiedzały miasto.
Aż w 1618 roku zalęgło się w młynie kolejne nieszczęście.
Było już po żniwach, miejskie spichlerze były pełne, a poranki robiły się coraz chłodniejsze.
Młynarz Staśko doskonale wiedział, z czym to się wiąże i nawet nie miał pretensji do drobnej zwierzyny, która wykorzystując każdą dziurę, próbowała przezimować na terenie młyna.
Myślał sobie poczciwy Staśko, że nawet najmniejsze ze zwierząt ma prawo walczyć o swoje przetrwanie. Z drugiej strony wiedział, do czego zdolni są ludzie, kiedy zaczyna brakować jedzenia. Nie chciał, żeby jego rodzinie i sąsiadom głód znowu zajrzał w oczy, dlatego wolał zapobiegać.
Każdego ranka i wieczora robił obchód i uszczelniał mury młyna, wybiegając tym daleko poza zwykłe młynarskie obowiązki.
Staśko miał w tym zapobieganiu wieloletnią wprawę i nie spodziewał się żadnych trudności. Nie przewidział tylko, że tym razem trafił mu się zwierz wyjątkowo inteligentny, który żeby przetrwać, nauczył się wspinać po wysokich ścianach, pływać nawet najdłuższymi kanałami i dbać o swoją rodzinę bardziej niż o siebie.
Że coś bardzo nie gra, młynarz zaczął podejrzewać po kilku mroźnych porankach października. Ziarna zaczęło ubywać, ale w taki sposób, że ktoś mniej doświadczony nawet by się nie zorientował. Śladów nie było prawie żadnych, ale Staśko już pierwszego dnia zauważył, że w każdym worku brakuje po równo jednej garści. I tak przez dni następne, każdej nocy i z każdego worka, ubywało po jednej garści ziarna.
Czwartego dnia Staśko postanowił przenocować w młynie. Umościł sobie między workami kryjówkę i czekał, lekko sobie tylko drzemiąc. W środku nocy obudziło go szuranie i potwierdziły się jego najgorsze przeczucia.
Do wodnego młyna wprowadziła się rodzina szczurów. A Staśko mógłby tak siedzieć w ukryciu i patrzeć z zafascynowaniem, jak szczurza starszyzna kieruje działaniami młodych szczurów, jak zdrowe osobniki opiekują się słabszymi, jak dokazują najmłodsze szczurzątka pod czujnym okiem swoich opiekunów. I tak działając wszystkie razem, gromadzą zapasy na zimę.
Staśko jednak wiedział, że trzeba działać szybko.
— Zanim sprowadzą szczurołapa z Gdańska, nic z naszych zapasów nie zostanie. — myślał przerażony.
A że Staśko był naprawdę poczciwym człowiekiem i do tego miał otwartą głowę, wzdrygnął się na samo wyobrażenie, jak postąpiłby ze szczurzą rodziną sprowadzony szczurołap.
— No dobra, szczurki moje, ja będę waszym szczurołapem — powiedział Staśko wesolutko i sposobem, którego nikt później nie potrafił rozszyfrować, wyprowadził wszystkie szczury ze starogardzkiego młyna.
Ilu było pracowników w młynie, tyle niesamowitych pomysłów, jak Staśko dogadał się ze szczurzą starszyzną i uratował całe miasto Starogard przed głodem.
Ja natomiast sobie myślę, że szczury to bardzo inteligentne stworzenia, z którymi jak ktoś chce i ma fantazję, to zawsze może spróbować się dogadać.
„Legendy miejskie” to projekt, który początkowo miał jedynie ilustrować mało znane starogardzkie legendy, a zainteresowanych odsyłać do istniejących źródeł. Problem w tym, że źródła są liczne i trudno dostępne, a w dodatku opowiadają nasze legendy w dość skrótowy sposób. Mnie natomiast marzyły się takie z prawdziwego zdarzenia. Z emocjami, charakternymi postaciami i uniwersalnym przesłaniem. Do których każdy miałby łatwy dostęp. Dlatego powołując się na niezbywalne prawo wszystkich opowiadaczy świata, napisałam je na nowo i w każdej dodałam coś od siebie.